Nieważne jak bardzo byłam zmęczona, ile miałam problemów na głowie, ile niezbyt przyjemnych sytuacji w ciągu dnia. Jak tylko wchodziłam do stajni, wszystko odpuszczało – cały stres, gonitwa myśli. Tak zupełnie samo z siebie. Bez żadnego aktywnego działania i wysiłku z mojej strony.
Konie sprawiają, że mój mózg i moje ciało naturanie zaczynają się koncentrować na nich. Odczytują ich subtelne sygnały i odpowiadają na nie. Zaczynamy „rozmowę”, która całkowicie pochłania i zapewnia głęboki relaks na poziomie ciała i umysłu.
Kontakt z końmi wymaga uważności i spokoju. Ale też pewności siebie, asertywności i łagodnej stanowczości. Konie mają własne zdanie na każdy temat i otwarcie je komunikują. Nie można tego brać do siebie. Jako dziecko, miałam z tym duży problem. Jeździłam na starszej, bardzo mądrej klaczy. Mówiliśmy na nią Babcia Tratwa.
Babcia Tratwa nauczyła mnie, że muszę wiedzieć czego chcę i muszę mieć plan, który pomoże mi to zrealizować. A że była mądrą klaczą, to zmuszała mnie do koncentracji, ciągłej analizy sytuacji i błyskawiczej zmiany planów, gdy sytuacja tego wymagała. Jeśli chciałam ją przekonać do moich pomysłów – nieważne czy w siodle czy z ziemi – musiałam być pewna siebie, uważna i konsekwentna. Bardzo stanowcza, ale zarazem łagodna, bo Babcia Tratwa nie tolerowała agresji. Moje sygnały musiały być precyzyjne, żeby nie wprowadzać jej w błąd, bo chaos ją frustrował. Jeśli odpowiednio się zachowywałam, to chętnie współpracowała. Ale jeśli zabrakło któregoś elementu, to realizowała własny pomysł na życie. Teraz to rozumiem, i no hurt feelings – to właśnie jest asertywność – ale będąc dzieckiem, trudno było mi zrozumieć dlaczego „jest uparta”, „robi mi na złość” i „chyba mnie nie lubi”, skoro kocham ją i daję jej marchewki…
Babcia Tratwa udzieliła mi wielu cennych lekcji na temat komunikacji, asertywności, „liderowania”, radzenia sobie z trudnościami i – ogólnie – relacji w stadzie. Wszystkie te nauki mogę zastosować też do stada ludzkiego. Dzięki nim jest mi łatwiej odnaleźć się wśród ludzi i dogadać z nimi. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.
Dzięki regularnym kontaktom z przyrodą i ruchowi na świeżym powietrzu – też, gdy zimno, wietrznie i mokro – nie przeziębiam się i nie choruję. A gdy ostatnio, czytając książkę o funkcjonowaniu mózgu, dowiedziałam się, że taki ruch i kontakt z przyrodą stymulują tworzenie się nowych naczyń krwionośych i neuronów, a przez to sprzyjają pamięci i uczeniu się, wiedziałam już dlaczego w szkole zawsze byłam prymusem, mimo że na naukę nie poświęcałam wcale tak dużo czasu.
Dzięki jeździe konno wydaję się wyższa i młodsza niż jestem w rzeczywistości. Dlaczego? Wydaję się wyższa, ponieważ mam mocne mięśnie posturalne i otwartą klatkę piersiową. Jednym słowem: nie garbię się. A wydaję się młodsza, ponieważ mam dobrze funkcjonującą powięź, otwarte biodra i prawidłowo ułożoną miednicę. Dzięki temu nie mam zmarszczek ani drugiego odbródka. Konie zapewniają mi też niezły trening cardio, więc mam mocne serce i dobre krążenie a dzięki temu odpowiednio ukrwione i odżywnone komórki ciała.
A jeśli dodam, że w stajni poznałam najlepszą przyjaciółkę i męża, to nie mam żadnych wątpliwości, że jeździectwo to najlepszy sport! Choć słowo „sport” zupełnie nie oddaje tego, czym naprawdę jest kontakt z końmi.
Jeśli chcesz zacząć przygodę z końmi i mieszkasz w okolicy Warszawy, to zapraszam cię do mojej stajni w sielskiej okolicy Konstancina-Jeziorny.
Z hasłem „Montessori” pierwsza lekcja będzie 20 zł tańsza.